Czy kiedykolwiek myśleliście o tym, że ziemia Waszej ojczyzny będzie nasączona świeżą krwią, Wasze plany będą pokrzyżowane, a zamiast śmiechu usłyszycie krzyki Waszych przyjaciół, ogarniętych paniką, nie wiedzących, czy może kiedyś pamięć o ich ojcu lub matce zostanie uhonorowana flagą na Chreszczatyku w Kijowie? Czy dla mnie nadejdzie jutro… Mam na imię Sofia i jestem dzieckiem wojny.

Poranek 24 lutego 2022 r., godz. 4:30 

Tata nie wraca do domu już od dwóch dni. Słyszę odgłosy wystrzałów dochodzące z ulicy, a potem ten dźwięk zastępuje pukanie do drzwi. To podekscytowana sąsiadka, która również słyszała te same nieustające dźwięki. Po kilku minutach trzymam w drżącej ręce filiżankę herbaty, a moje serce przyspiesza na widok, który widzę przez okno. Wołam żonę taty, bo nie wierzę własnym oczom. Wybuchy.

Zbieramy awaryjne torby i dzwonimy do bliskich. Udaje nam się skontaktować z tatą, który zleca mi przyniesienie mu munduru cywilnego do jednostki wojskowej. Tramwajowe zajezdnie są wysadzone, a kursujące autobusy przepełnione. Po pewnym czasie udaje mi się dotrzeć do bazy. Zatrzymuję się w odległości 15–20 m od celu. Natychmiast wojskowi, którzy pilnują bazy i kontrolują każdy przejeżdżający pojazd, nakierowują na mnie karabiny. Wreszcie tata wychodzi. Widzę go w takim umundurowaniu po raz pierwszy i nie mogę nic powiedzieć z powodu napływających łez.

Po dwóch godzinach stania w kolejce udaje mi się kupić kilka produktów w prawie pustym sklepie. Przebiegam obok dziesiątek rodzin, które siedzą na schodach w metrze z dziećmi i zwierzętami owiniętymi w koce, ukrywając się przed nalotami.

Została nam udostępniona mapa schronów, nie wszystkie domy je mają. My siedzimy z rodzinami z sąsiednich domów w piwnicy naszego budynku. Całkowity brak zasięgu. Tutaj są dwa pokoje, przedpokój i korytarz prowadzący do toalety (pomieszczenia bez światła, zalane „wodą”, z krzesłem z wyciętą dziurą stojącym na dwóch chwiejących się deskach).

Na początku tylko mężczyźni wychodzą do sklepu. Są również zmuszeni pełnić nocne dyżury z jakimś przedmiotem do obrony przed nieprosZonymi gośćmi, ponieważ drzwi do schronu się nie zamykają. Wśród nas jest policjant, który uczy, jak rozpoznać, kiedy nadciąga bezpośrednie/niedalekie uderzenie, jakiego rodzaju rakieta/samolot leci i jak postępować w różnego rodzaju sytuacjach. Większość z nas kłóci się ze swoimi krewnymi z Rosji, ponieważ ci uważają, że sami siebie zaatakowaliśmy lub że wojny nie ma. Dzielimy się ze sobą historiami, udzielamy sobie wsparcia materialnego, fizycznego i psychologicznego, co bardzo nas jednoczy.

Nie chcę wyjeżdżać, ale beze mnie mama i młodszy brat nie będą mogli tego zrobić. Mieszkają na drugim końcu miasta. Myślę, że za dwa–trzy miesiące wrócimy do domu. Ceny taksówek wzrosły dziesięciokrotnie i nikt nie zgadza się pojechać do mojego rejonu, ponieważ jest tam szczególnie niebezpiecznie. Nie zdecydowaliśmy się też jechać pociągiem często są one atakowane, a do tego z powodu tłumu trzeba czekać kilka dni, aby wyjechać.

Udało mi się zorganizować transport do Dniepru. Samochody eskortowane były przez policyjne jednostki z przodu i z tyłu. Kontakt z bliskimi był w tym czasie niemożliwy. Przepraszając, poprosiłam o wysadzenie mnie, tłumacząc, że nie pojadę bez mamy i brata.

Spotkaliśmy się u babci i tam spędziliśmy kolejne dwa wojenne dni. Cały czas utrzymywałam kontakt z ludźmi, z którymi przebywałam w schronie. Nasz policjant zaproponował, że porozmawia ze swoją grupą, aby zabrali mnie z powrotem do schronu, ale nadal nie traciłam nadziei na wyjazd.

4 marca 2022 r.

Udaje nam się wyjechać z Charkowa. Przywożą nas do miasta Aleksandria. Tutaj po raz pierwszy w nocy słyszę ten straszny alert powietrzny. Mama i młodszy brat śpią, a ja rozmawiam ze starszym bratem i staramy się znaleźć sposób na wyjazd, ponieważ jutro mają tu przyjechać inne rodziny.

5 marca 2022 r.

Opuszczamy to miasteczko z młodą parą. Przejeżdżamy przez wiele punktów kontrolnych, stoimy w kolejkach. I znowu niespodzianka. Oni zostawiają nas nagle na trasie, kilka kilometrów od miasta, ponieważ zmieniają swoje plany. W odległości 2 km widzimy punkt kontrolny. Tam żołnierze proponują herbatę i ogrzanie się, ale czasu jest mało, więc odmawiamy i kierujemy się pieszo w stronę miasta, aby znaleźć stację kolejową lub dworzec autobusowy. Nieoczekiwanie podbiega do nas żołnierz i mówi, że na punkcie kontrolnym znaleziono osobę, która jest gotowa zawieźć nas do miasta.

Trafiamy na stację kolejową miasta Kropywnicki. Bezpośredniego pociągu do Lwowa nie ma. Zjedliśmy ostatni chleb, który mieliśmy ze sobą. Po siedmiu godzinach spędzonych na dworcu wsiadamy do pociągu do Znamianki. Światło w nim włączają tylko na przystankach, aby zmniejszyć ryzyko ewentualnego bezpośredniego ostrzału.

Po przyjeździe tłum z pociągu rusza na miejsce przesiadki pociąg ewakuacyjny do Lwowa już podjeżdża. Zimno. Na krawędzi peronu przy torach jest bardzo ślisko z powodu lodu. Wszyscy tłuką się i słychać krzyki: Proszę, weźcie moje dziecko, żonę, matkę!.

6 marca 2022 r.

Jesteśmy we Lwowie. Stoimy dwie godziny na mrozie, czekając na autobus. Na noc przyjęli nas Polacy. Ale rano znów jesteśmy w kropce. Ludzie, którzy mieli nas zabrać do granicy, nie przyjadą, a zostać tutaj nie możemy. Dzięki życzliwości Polaków udaje się nam dogadać z lekarzami pogotowia ratunkowego z Niemiec, którzy przyjechali po małą dziewczynkę z cukrzycą na pilną operację w Polsce.

Zabierają nas ze sobą. Jadę w pierwszym samochodzie, a właściwie karetce, i dzięki mojej skromnej znajomości angielskiego rozmawiam z poznanymi niemieckimi lekarzami. Pojawia się możliwość pomocy z mojej strony. Na granicy tłumaczę wszystko z ukraińskiego i z 
polskiego na angielski, mimo że w ogóle nie znam polskiego.

7 marca 2022 r.

Przekraczamy granicę. Od razu trafiamy do punktu wolontariatu. Kilka ciepłych namiotów z dużą ilością jedzenia, zabawkami dla dzieci, odzieżą, środkami higieny, miejscami do odpoczynku. Każdy może brać tyle, na ile mu sumienie pozwala. Bardzo dużo wolontariuszy i ludzi gotowych pomóc we wszystkim. Można zapisać się na darmowe autobusy do dowolnego miejsca w Polsce.

Stamtąd zabiera nas dziewczyna mojego starszego brata. W ten sposób trafiamy do pensjonatu w Głuchołazach, gdzie w tamtym czasie mieszkało ponad 500 uchodźców z Ukrainy. Zaczynam naukę w polskim liceum w ukraińskiej klasie, a mój młodszy brat trafia do szkoły podstawowej. Równocześnie uczymy się online w ukraińskich szkołach. Tak żyjemy przez trzy miesiące, dopóki wszyscy nie zostają przeniesieni do różnych miast.

31 maja 2022 r.

Teraz mieszkamy w internacie w Głubczycach. Strasznie tęsknimy za domem. Znowu nowe miejsce i ani jednej znajomej duszy. Codziennie od godz. 4:00 rano do południa zbieramy truskawki z mamą, żeby zarobić pieniądze na życie. Po pewnym czasie przenoszą nas do hotelu w tej samej miejscowości.

1 września 2022 r.

Zaczynam chodzić do liceum w polskiej klasie z kilkoma Ukraińcami, gdzie wreszcie znajduję przyjaciółkę, z którą spędzam cały czas. Nie czuję się już tym samotnym cudzoziemcem w wielkim, nowym, dla mnie nieznanym świecie szkoły w obcym kraju, czego bardzo się bałam. Pracuję na polu z borówkami i niekiedy jestem jedyną osobą pracującą do późna. Rodzina mojego pracodawcy jest dla mnie bardzo miła, dlatego czuję się w pracy lepiej niż w domu.

29 września 2022 r.

Przeprowadzamy się do miasteczka Leśnica, gdzie mieszkamy z innymi Ukraińcami w szkole. Połowę zarobionych pieniędzy mi ukradziono. Ogrzewanie jest włączane tylko na parę godzin, więc w salach, w których śpimy, czasami jest bardzo zimno. Nie ma tu szkoły dla mojej kategorii wiekowej, więc uczę się tylko online w ukraińskiej. Utrzymuję kontakt z wychowawcą klasy z liceum w Głubczycach Panem Piotrem i nauczycielką Panią Marią, którzy dosłownie mnie uratowali.

6 listopada 2022 r. 

Pełna nadziei wracam do Głubczyc. Mieszkam w internacie i wznawiam naukę w liceum. Z powodu trudnych okoliczności zaczynam coraz częściej pojawiać się u rodziców Pana Piotra, Pani Barbary i Pana Włodka, gdzie niedługo potem się przeprowadzam. Teraz nazywam to miejsce swoim polskim domem, a ich moją polską rodziną. Moja mama i młodszy brat od czasu, kiedy nie mieszkam z nimi, przeprowadzili się jako uchodźcy trzy razy i teraz nie mieszkają razem.

Marzec 2024 r.

Minęły dwa lata mojego pobytu w Polsce. Tata i większość mojej rodziny nadal są na Ukrainie, a wielu z nich to żołnierze. Jestem z nich bardzo dumna.

Los obdarzył mnie ludźmi takimi jak Piotr – do niedawna nauczyciel i wychowawca, a teraz mój bliski przyjaciel. Wycieczki, lekarze, studia na kierunku psychologia na Uniwersytecie Opolskim, praca, finanse, dach nad głową i zaspokojenie innych podstawowych potrzeb – to wszystko w największym stopniu jego zasługa.

Jego krewni to osoby, które pokazały mi, czym jest prawdziwa wielka rodzina. Mam wsparcie we wszystkich sukcesach i porażkach na trudnej drodze życia. Oni otaczają mnie swą troską i miłością, nie żądając niczego w zamian, za co składam im pokłon w imieniu swoim i całej mojej rodziny.

Chcę również wyrazić ogromną wdzięczność wszystkim dobrym ludziom, którym zależało na moim losie. Osobne podziękowania kieruję do narodu polskiego. Ocaliliście miliony ludzkich żyć. Cała Wasza pomoc pozostanie na zawsze w mojej pamięci, ponieważ to właśnie dzięki niej trzymam się i znajduję siłę, by iść tylko do przodu.

Kiedyś pomożesz komuś tak, jak my teraz pomagamy tobie.
Piotr


Uwagi do tekstu:

  • Wyjaśnienie tytułu: przez 2 tygodnie siedzieliśmy w schronie; od 2 lat mieszkam w Polsce; 24 lutego 2022 r. to data wybuchu wojny.
  • W słowie „nieprosZonymi” litera „z” jest tak zaznaczona specjalnie, bo jest to symbol wojska rosyjskiego.

Tekst: Sofia Hress
Zdjęcie główne: Marta Fedoriak
Zdjęcie: Sofia Hress